Prasa o filmie

Ambitny debiut pełnometrażowy Marcina Filipowicza ujawnia talent młodego reżysera do portretowania minimalistycznymi środkami bezradności pokolenia zoomerów, dzieciaków wychowywanych w przemocowych domach, pozbawionych autorytetów, zmuszonych do rozpoczynania dorosłego życia na podstawie doświadczenia wyniesionego z gier komputerowych i filmów sensacyjnych. 

Janusz Wróblewski, Polityka

To, co wyróżnia i działa na korzyść debiutu Filipowicza, to rozbrajająca bezpośredniość i szczerość. Zdolność zajrzenia w kulisy rodzinnej – a w tym przypadku przede wszystkim męskiej – samotności.

Diana Dąbrowska, Kultura Liberalna

Czuć narracyjny talent reżysera, choć wtóruje mu wyczuwalność długodystansowej pierwszorazowości. Absolutnie hipnotyzują zdjęcia Mateusza Skalskiego, znanego chociażby z „Placu zabaw” czy „Białego potoku”. Gęste, miejscami mroczne, oddające hołd estetyce postaci i przestrzeni, perfekcyjnie wyważone. To one w dużej mierze nadają całości energii i trzymają uwagę. Cieszy także młoda (i nie tylko) obsada. Zatopione w niebycie spojrzenie Huberta Miłkowskiego znakomicie kontrastuje z agresywnym, nieustępliwym błyskiem w oku Sebastiana Deli. Debiutująca Marta Stalmierska gra niskimi tonami, ale nie daje się sprowadzić jedynie do żeńskiej „ozdoby” całości. To nazwiska budzące ciekawość i będące wystarczającą motywacją do przyjrzenia się ich kolejnym kreacjom.

Agnieszka Pilacińska, Pełna Sala

Najlepsze są te momenty, gdy bohaterowie jeżdżą na desce, słuchają muzyki, palą blanty, imprezują. Wtedy najbardziej uwidacznia się reżyserski zmysł obserwacji, łączność ze światem, o którym opowiada, współdzielenie tej samej wrażliwości. Nie ma tu niczego ze skandalu, kontrowersji, spojrzenia wyższościowego. To całkowite przeciwieństwo „Cześć, Tereska”, która dawno temu opowiadała o podobnych bohaterach, ale zupełnie inaczej.

Michał Piepiórka, Bliżej Ekranu

„Braty” wypadają najlepiej w momentach, gdy bohaterowie oddają się swojej codzienności – jeżdżą na desce, chodzą na imprezy lub zabijają czas. Filipowicz udaje się złapać ducha tych czynności bez zbędnego efekciarstwa lub ich demonizowania – jak mają w zwyczaju czynić rodzimi twórcy. W tych momentach Filipowicz skręca w kierunku „Najlepszych lat”, wspaniałego debiutu reżyserskiego Jonah Hilla, także traktującego o trudnej relacji braterskiej i miłości do deskorolki. Owe sceny mają udzielający się widowni nostalgiczny rytm…

Filip Izdebski, Interia